JAK POWSTAJE POWIEŚĆ – CZYLI STANY EUFORII I KRYZYSÓW PODCZAS PISANIA

Nic nie jest tak proste jak się czasem z pozoru wydaje…
To, że chcę pisać i że mam ku temu predyspozycje wiedziałam od dawna. Pisałam już w szkole średniej, potem na studiach. Trzymałam się jednak krótkich form, które z początku publikowane były w niszowych czasopismach, w gazetach studenckich. Miałam frajdę, owszem, ponieważ moje opowiadania podobały się ludziom. Tyle że była to dość wąska grupa. Rzekłabym – bardzo wąska.
To pisanie nie przynosiło też pieniędzy, a więc nie było zawodem lecz pasją, którą wykonywałam w wolnym czasie. Pisałam, lecz grupa czytelników się nie rozszerzała, a ja tkwiłam w miejscu. Zadałam więc sobie pytanie: czego właściwie chcę? Mogłabym przecież pisać opowiadania jak dotychczas, w wolnych chwilach. Jednak uznałam, że za jakiś czas przyjdzie zniechęcenie i dołączę do grona sfrustrowanych autorów, którzy mają pretensje do świata, że nikt nie chce ich czytać, że czytelników nie ma, a już szczególnie nie ma ich w Polsce. Tymczasem ja chciałam dzielić się swoją pasją z innymi, zdobywać czytelników, zarażać ich moim spojrzeniem na świat.

Pragnęłam napisać powieść…

I tu zaczęły się schody. Dotychczas, specjalizując się w opowiadaniach byłam przyzwyczajona do zamykania sytuacji, obserwacji i przemyśleń w bardzo krótkich formach. Byłam przyzwyczajona do koncentracji na chwilę – tę potrzebną do napisania opowiadania. Byłam przyzwyczajona do tempa, do zmian – bohaterów, akcji, fabuły. Tymczasem powieść wymaga spędzenia wielu tygodni, miesięcy z tymi samymi bohaterami, a do tego posiada zupełnie inną konstrukcję niż krótkie opowiadanie.
Moje pierwsze podejście do tego tematu okazało się porażką. Po kilku dniach intensywnego pisania znudziłam się, straciłam kontrolę nad fabułą, zaczęłam się rozjeżdżać, zabrakło mi cierpliwości. Kolejne podejście również nie przyniosło pożądanego efektu. Pierwsza euforia podjęcia tematu, euforia znalezienia świetnego bohatera, wciągającej fabuły minęły, bo w trakcie pisania, przyszło znudzenie i odpuściłam. Odłożyłam na bok. Zapomniałam. Z perspektywy czasu myślę, że to odpuszczanie łączyło się z wiekiem. Miałam wówczas jakieś dwadzieścia czy dwadzieścia kilka lat i byłam w gorącej wodzie kąpana. Chciałam efektu już, natychmiast. Chciałam sukcesu. Ale nie da się osiągnąć sukcesu bez pracy 🙂 Odpuściłam wtedy pisanie i zajęłam się czymś innym. Pracowałam w różnych zawodach (też związanymi z pisaniem, ale raczej odtwórczym niż twórczym), zarabiałam niezłe pieniądze. Wyglądało na to, że zmierzam zupełnie inną drogą niż ta, o której wcześniej myślałam. Pocieszałam się, że pisarką zostanę na… emeryturze. Aż przyszedł moment zwrotny, kiedy dobiegałam trzydziestki, byłam młodą mężatką i mamą, miałam też niezłą pracę – zadałam sobie pytanie czy na pewno tak chcę? Czy za wygodne życie odpuszczę własne marzenia? Kocham książki , kocham czytać i pisać. Chcę pisać.

Tak właśnie jest, że do pewnych spraw trzeba dojrzeć, dorosnąć. Jak widać musiało minąć wiele lat, zanim przeszłam od myśli do czynu i napisałam pierwszą powieść. Nie powiem, że było łatwo, ponieważ tak jak kiedyś tak i teraz miewałam chwile zwątpienia i zastoju, brakowało mi siły i cierpliwości, przychodziło znużenie. Dodatkowo – z powodu pracy zawodowej i obowiązków w domu musiałam wykrajać czas na pisanie kosztem snu. Ale tym razem nie odpuszczałam. 
Dziś mam na koncie siedem powieści i okazuje się, że za każdym razem, gdzieś w połowie następuje kryzys. Teraz jednak wiem, że wystarczy go przetrwać, by iść dalej. Potem jest już z górki. Dziś nie brakuje mi już cierpliwości, mam olbrzymią przyjemność, lubię moich bohaterów, nie nudzę się nimi. Zdarza się, że wywijają jakiś numer, akceptuję to lub zmieniam i piszę dalej.

I teraz dochodzę do sedna, czyli pytań, które zadała mi Kasia, stawiająca pierwsze kroki pisarka, która ma na koncie debiut oraz wiele sukcesów w konkursach literackich. Kasia zapytała:

1. Jak uzyskuję pewność, że pomysł na który wpadłam pociągnie całą powieść.
To dzieje się samo. Są pomysły, które się pojawiają i wydają się świetne, ale po jakimś czasie, kiedy je analizuję, uznaję, że jednak nie są wystarczająco dobre. Inne, te które wybieram zaczynają się rozkręcać, pojawiają się nowe wątki, postaci. A przede wszystkim pojawia się zakończenie. Zawsze, kiedy siadam do pisania i mam już pomysł, temat i bohaterów, mam też w głowie zakończenie. Dzięki temu wiem, do czego zmierzam. Zdarzyło mi się prowadzić fabułę spontanicznie, pod wpływem weny. Jednak zawsze najpierw jest trzon, czyli: początek, punkty zwrotne i koniec.

2. Co robię, żeby pisać, kiedy moja wyobraźnia odmawia współpracy, a głowa jakby spuchła.
Raczej nie miałam sytuacji, by współpracy jakoś kategorycznie odmówiła wyobraźnia. Natomiast zdarza się, że współpracy odmawia ciało. Dzielę pisanie na dwa procesy: twórczy, czyli wymyślanie, kreowanie, wyobrażanie sobie. To jest bardzo przyjemna część pracy, bardzo zajmująca, dodająca energii. Drugi proces to typowe wielogodzinne ślęczenie nad klawiaturą. I tu już jest trudniej. Bywa, że bolą mnie plecy, że oczy są zmęczone albo tak jak to ujęłaś „głowa jakby spuchła”. Jak więc opanować ten stan, kiedy chcesz pisać, a zarazem nie chcesz? W moim przypadku dobrze sprawdzają się terminy. Gdybym ich nie miała prawdopodobnie rozlazłabym się, pogrążyła się w lenistwie i chaosie. W przypadku z góry ustalonych terminów wiesz, że musisz wziąć się w garść, bo przecież nie chcesz zawalić. I nie ma wtedy wyjścia. Mimo bolących pleców, zmęczonych oczu i spuchniętej głowy – piszę. Zdarzało się, że źle rozplanowałam czas i wtedy musiałam nadganiać, płakałam ze zmęczenia. To był dla mnie sygnał, że muszę poprawić swoją organizację – sama jestem za nią odpowiedzialna. Sama też zgodziłam się na dany termin, a zatem nie ma wymówek. Tym bardziej, że książka już przecież w głowie została napisana, trzeba ją tylko przenieść na papier.
Natomiast gdyby zdarzyło się, że współpracy odmawia wyobraźnia, że kluje się jakiś pomysł, scena, ale nie wiesz co dalej – odpuść. Przestań o tym myśleć. Znajdź sobie inne zajęcie, obejrzyj film albo wyjdź na spacer. To zwykle pomaga, by odpocząć i nabrać świeżego spojrzenia. Może się okazać, że za jakiś czas wyobraźnia ruszy i rozwiniesz ten pomysł albo go odrzucisz, bo wpadniesz na lepszy 🙂

Leave a Reply